piątek, 14 lipca 2017

Ta jedna chwila


Czy jest jakiś limit szczęścia? Czy każdy ma swój przydział spokojnych i radosnych dni? Czy bilans zawsze musi wyjść na zero? 

Żyjesz sobie i jest Ci dobrze? Nieee, nie myśl sobie, że tak już będzie zawsze. Miałaś dwa tygodnie spokoju, teraz czas powycierać smarki. 

Udały Ci się kilkudniowe wakacje? O Ty szalona... teraz musisz odpracować. Wyrok? Dziesięć dni choroby bostońskiej! 

Dałaś radę nadrobić domowe zaległości? No chyba żartujesz... Zaraz będą następne. Mąż idzie do szpitala. 

Cieszysz się, że w końcu zaczęłaś wysypiać się w nocy? No to już się obudź z tego pięknego snu. Kolejne zapalenie krtani... czas... start! Twój syn się budzi i nie może złapać tchu, ale to nic - lekarze przecież mówią, że to nie takie groźne na jakie wygląda. 

Papa Ci się śmieje, bo kupiliście nowy samochód? No to lepiej zjedz cytrynę, albo posprzątaj rzygi, bo przecież pierwsza przejażdżka musi być ochrzczona!

Czasem mi się wydaje, że za każdy uśmiech trzeba zapłacić  łzami, a za każdą radość smutkiem. Ten, kto ma szczęście w kartach, ma "przesrane" w miłości. Ten, który potrafi robić pieniądze ma kiepskie zdrowie. A ten, kto ma "wszystko" jest skurwysynem i nikt go nie lubi. Tak zwana równowaga w przyrodzie. Za każde życie jedna śmierć.

Jak za długo jest dobrze, to musisz się spodziewać, że to pewnie cisza przed burzą... Jeszcze nie wiadomo z której strony uderzy, ale raczej nie przejdzie bokiem.

Bywam naprawdę zmęczona tą huśtawką i tą ciągłą walką. W dodatku giry z dupy bym powyrywała tym moim trzem malkontentom, dla których szklanka zawsze jest do połowy pusta. I mam czasem ochotę przyszyć im do buzi jakąś łatkę z uśmiechem, bo mojego już za czterech przestaje wystarczać. No ale z drugiej strony... Co ja bym bez nich zrobiła?

Dlatego codziennie dziękuję. Dziękuję za to, że to tylko katar. Że to tylko wyrostek. Że płaczą i marudzą, bo to znaczy, że są zdrowi i silni. Że żyją. Dziękuję za tęsknotę, bo ona zbliża. Dziękuję za kryzysy, bo one budują. Dziękuję za przeciwności, bo sprawiają, że staję się mądrzejsza. Dziękuję za to, że kocha, choć nierzadko okazuje to w bardzo gburowaty sposób. I dziękuję za siłę, której nauczyli mnie rodzice, a trochę też życie samo w sobie.

Staram się codziennie łapać chwile, które dają mi szczęście. Jedna taka chwila wystarczy, żebym mogła uznać dzień za udany. Kawa wypita w spokoju zanim jeszcze obudzą się dzieci. Piosenka zasłyszana w radiu, która porywa mnie do tańca. Każde "kocham cię, mamusiu" - nawet jeśli pół godziny wcześniej było poprzedzone burkniętym pod nosem "głupia mama". Zapach deszczu po całym dniu upału. Długa rozmowa, z kimś dawno nie widzianym. Ten pierwszy łyk zimnego piwa po męczącym, gorącym dniu. Impreza z ludźmi, przy których nic nie muszę udawać. Piękny kolor nieba widziany z balkonu. Przyjemny wiatr dający orzeźwienie. Radość tego, któremu pomogę. Uśmiech tego, któremu sprawię przyjemność. Prośba o dokładkę ugotowanego przeze mnie obiadu. Każdy sukces bliskich mi osób. Każda dobra wiadomość. Miłe słowo. Czuły gest. Dotyk. Chwila ciszy po całym dniu z dzieciakami. I to uczucie błogości za każdym razem, kiedy mnie któryś z tych moich trzech malkontentów przytuli. Bezcenne.

I jak tak sobie policzę te wszystkie piękne chwile, które pojawiły się w całym moim życiu, to może jednak bilans nie jest wcale na zero, a jednak trochę na plus... 


Ciesz się w życiu drobiazgami, bo któregoś dnia możesz spojrzeć za siebie i zobaczyć, że były to rzeczy wielkie.
Robert Brault




2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...