piątek, 9 września 2016

Po prostu pisz…

Już od jakiegoś czasu zbieram się w sobie, żeby spróbować swoich sił blogując… 
Ciągle coś stawało mi jednak na przeszkodzie. Za każdym razem było coś ważniejszego: a to góra prania, która i tak się nie zmniejsza, bo moje dzieciaki średnio ze sto razy dziennie się upaprają jakąś czekoladą czy sosem pomidorowym. A to mycie garów, które przecież za pięć minut znów będą brudne. A to zbieranie zabawek porozrzucanych po całym domu, które jakimś cudem za trzy sekundy poraz kolejny będą tworzyć tor z przeszkodami na samym środyszku mojego salonu. A to, przy okazji robienia kawy, okazuje się, że ekspres przydałoby się wyczyścić, a to w sumie wypadałoby poukładać w szafkach, bo kto wie…może nawet na jeden dzień starczy… i koniecznie poucinać zeschnięte kwiaty na balkonie, bo głupie po prostu sobie bezczelnie przekwitają. 
Bankowo świat by się zawalił, gdybym tego wszystkiego natychmiast nie zrobiła. 

No ale dziś przyszedł nareszcie ten dzień, że nie wytrzymałam i powiedziałam sobie: 
Kobieto, po prostu usiądź i pisz… wstaw zupę na jutro, żeby się sama ugotowała (nie jakieś tam ekstra danie, nad którym musisz stać i merdać cały czas łychą), i przelej nareszcie swoje myśli na… “papier”. Napisz o tym co Ci siedzi na wątrobie, o tym co Cię wkurza i co Cię boli. O tym co kochasz i czego nie trawisz. O tym jak Cię dzieciaki doprowadzają do szału i o tym że żyć bez nich nie możesz. O tym że mąż po tylu latach ciągle Cię kręci i o tym, że z roku na rok jest coraz bardziej upierdliwy. O tym za co siebie lubisz i o tym co jest Twoją słabością. O tym jaka jesteś szczęśliwa i o tym jaka bywasz bezsilna. O tym że są dni, kiedy mogłabyś góry przenosić i że są też takie kiedy czujesz jakby uszło z Ciebie powietrze. O tym jak czasem brak słów z niemocy i o tym jak łzy w oczach stają ze wzruszenia. O wzlotach i upadkach, o sukcesach i porażkach, o małżeństwie i macierzyństwie, o tym jak bywa fajnie i o tym, że czasem cholera jaśnista bierze! Wyrzuć to z siebie, bo jak kiedyś te wszystkie myśli, które się kotłują w Twojej głowie pierdalną z tą samą siłą z jaką narastają, to katastrofa bliska nuklearnej - gwarantowana! 
I koniecznie, przeklnij sobie sporadycznie przy tym pisaniu (jak powyżej), bo gdzie jak nie tu?! A swoją drogą jak by moja czteroletnia Zosia tak sobie czasem jakąś soczystą cholerą rzuciła czy czymś podobnym, to może nie spoczywałyby w niej takie pokłady złości jak teraz. No ale będę poprawna politycznie i nie zaproponuję jej tego - jeszcze nie dziś. ;-)

W każdym razie potraktuję ten blog jako terapię, jako seans psychologiczny, psychiatryczny, filozoficzny? A jak przy okazji ja i moja bazgranina kogoś rozśmieszą, albo pocieszą, to tym lepiej - dwie pieczenie na jednym ogniu.
To co? Kto będzie ze mną? O, las rąk widzę - i tak ma być! ;-)

No to zaczynamy…


8 komentarzy:

  1. Hej Nastusiu!!!
    Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Twierdzę, choć moja skromna persona fachowcem w dziedzinie pisania nie jest, że masz talent !!! Czekam na kolejny odcinek. A jak napiszesz nr 100 to wyślemy do jakiegoś wydawcy ;) I to nie miał być żart - widzę wielki potencjał. Buziaki wielkie! M.A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już mi się podoba 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie jestem w tym lesie rąk!!! Całkowicie i zdecydowanie na TAK!
    Będę miała okazję poznać jak działają trybiki w fabryce jaką jest czteroosobowa rodzinka. Tak szczególna z Zosia i Maksiem.
    Wspieram bo czyta sie fenomenalnie:) ściskam N.J

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz!!! Fajnie jest czytac, ze trybiki w czyjejs glowie kreca sie podobnie do moich wlasnych :) I wtedy taki spokoj czlowieka oblewa ze jednak nie jest sie takim dziwakiem jakim myslalo sie ze sie jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, ja będę pisać jak Ty będziesz nadal tak fajnie komentować ;-) Miło jest wiedzieć że to, co piszę komuś się fajnie czyta - wtedy jest jeszcze większa motywacja do pisania :-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...